Te okrutne, podstępne, tłuste… pyszne pączki!

Są wszędzie! Na ulicach ludzie noszą pełne ich torby. W cukierniach nie kupimy niemal nic innego. Nawet w znanym sklepie modelarskim nie znajdziemy w tym dniu modeli, tylko… brązowe, oblane lukrem i posypane skórką pomarańczową pączki.

Sklep modelarski na ulicy Paderewskiego istnieje niemal od zawsze – a przynajmniej od kilkunastu lat. Znika tylko na specjalne okazje. W zeszłym roku były nią imieniny ulicy Święty Marcin, zaś w 2014 roku pierwszą ku temu okazją jest Tłusty Czwartek. W tym dniu w sklepie modelarskim sprzedawane są pączki i inne łakocie.

– Tak tylko na jeden dzień, potem wraca sklep modelarski, ale też tylko na chwilę, bo przenosimy się do Pasażu Niebieskiego, a tutaj będzie właśnie cukiernia – opowiada ekspedientka, prezentując pączki z trzema nadzieniami: różanym, malinowym oraz śliwkowym. Być może jednak dla tego, że ten punkt powstaje tylko okazyjnie, to nie było w nim kolejek.

Inaczej było w innych cukierniach w centrum miasta. Dwa oddziały Elite (w Arkadii oraz przy placu Wiosny Ludów) kolejki miały długość nawet kilkudziesięciu metrów. Nieco krótsza była kolejka do Kandulskiego na placu Cyryla Ratajskiego, a także do Piskorskiej przy Starym Rynku. Kolejki wcale nie było do cukierni Ekspresowej na ulicy Fredry – ale ta otwierała się dopiero o godzinie 9.

Pytanie jednak pozostaje zasadnicze: po co? Po co się katować tymi pączkami? Po cóż ładować w siebie tysiące kalorii? Dlaczego mamy poddawać się tradycji, która każe nam spożywać smakołyki ze sporą ilością cukru, smażone w głębokim tłuszczu?

– Jak to po co, dla przyjemności – bez wahania odpowiada pan Włodzimierz, którego spotkaliśmy pod cukiernią Elite w Arkadii. – Mi to żona nie pozwala za dużo zjeść tych pączków, ale zawsze tam jakoś w drodze negocjacji udaje mi się ich skosztować co najmniej cztery czy pięć.

Przyjemność jedzenia jest zdecydowanie dominującym dowodem pałaszowania złocisto-brązowych, drożdżowych przysmaków.
– Wie pan, to jest taki specyficzny dzień, w którym można sobie pozwolić na więcej – przekonuje z kolei pani Joanna Nowacka, kupująca pączki na placu Cyryla Ratajskiego. – Wyrzuty sumienia? Nie mam żadnych. Zresztą trochę poćwiczę po pracy i już spalę wszystkie kalorie, a na co dzień się jakoś specjalnie nie zajadam słodyczami…

– Mi to już nic nie zaszkodzi – mówi rubasznym głosem pan Zbigniew Paczkowiak, którego spotkaliśmy przy Starym Rynku z torbą pełną pączków. – Na razie kupiłem tylko 20, ale to głównie dla współpracowników. Do chudych nie należę, a mam już ponad 50 lat, więc raczej się to nie zmieni. A pączki lubię, i to też się nie zmieni.

My również podpowiadamy – jeden dzień rozpusty pączkowej w roku nikomu nie zaszkodzi. Zatem, drodzy czytelnicy, również i my zachęcamy: nie przejmujcie się kaloriami i sprawcie sobie solidną, pączkową ucztę.