Dom energooszczędny – z czym to się je?

Rosnące koszty energii, no i dbałość o środowisko sprawiają, że coraz więcej osób decyduje się na budowę domu niskoenergetycznego lub pasywnego. I równie wiele ma problem, jak odróżnić jeden od drugiego…

Nie wszyscy bywają na Budmie, gdzie od kilku lat domy jednego i drugiego typu są prezentowane bardzo szczegółowo, warto więc zaprezentować podstawowe różnice. Bo wbrew pozorom, chociaż wiele osób używa tych nazw zamiennie, dom pasywny i dom energooszczędny to nie to samo.
– Oto przykład różnic – mówi Sławomir Rataj, specjalista do spraw Odnawialnych Źródeł Energii z Centrum Technologii Energetycznych w Świdnicy. – W przeciętnym domu do ogrzania budynku przez rok trzeba 120 kw w ciągu godziny na metr kwadratowy. W domu niskoenergetycznym tylko 40, a w pasywnym 20. Jeśli przyjmiemy, że koszt ogrzania metra kwadratowego w roku typowego domu będzie wynosił 24 zł, to w domu niskoenergetycznym będzie to 8 zł,a  w domu pasywnym 3 złote…

Oba typy domów należą do obiektów wyróżniających się bardzo dobrymi parametrami izolacyjnymi ścian zewnętrznych i wewnętrznych, ale nie tylko. Specjalnymi i bardzo dobrymi parametrami technicznymi muszą się wyróżniać także okna – niski współczynnik przenikania ciepła – materiały izolacyjne, w obu są zastosowane dodatkowe minimalizujące zużycie energii w trakcie eksploatacji.

W domach niskoenergetycznych nie znajdziemy okien połaciowych, a pozostałe okna są tak usytuowane, by w jak największym stopniu wykorzystać energię słoneczną do ich dogrzewania i oświetlania – tym domom towarzyszą kolektory słoneczne, pompy ciepła czy rekuperatory. By dodatkowo wykorzystać ciepło zawarte w powietrzu usuwanym z budynku, stosuje się wentylację mechaniczną z rekuperacją.

Dom pasywny to krok dalej, jeśli chodzi o oszczędność energii. Tu także materiały użyte do budowy i izolacji budynku charakteryzują się wyjątkowo niskim współczynnik przenikania ciepła, a system wentylacji potrafi zmniejszyć aż o 90 % straty ciepła spowodowane wentylacją budynku. Dzięki temu do zaspokojenia zapotrzebowania na ciepło wystarczy słońce i… ciepło wydzielane przez urządzenia i ludzi w budynku. Jednak to rodzi pewne konsekwencje – by budynek był rzeczywiście pasywny, nie wystarczą materiały budowlane najwyższej jakości – budynek musi być jeszcze odpowiednio posadowiony na odpowiedniej działce.
– Najlepiej byłoby, gdyby wjazd na działkę znajdował się od północy, a od południa pokoje dzienne, które wymagają dobrego doświetlenia i które charakteryzują duże okna – tłumaczy Sławomir Rataj. – Skierowanie na południe pozwoliłoby też dogrzewać słońcu pokoje dzienne przez większość dnia. Od tej strony na dachu można też zamontować kolektory słoneczne.

Warto jednak też zwrócić uwagę na fakt, że ten sam dom wybudowany w Suwałkach, części Polski ze stosunkowo surowym klimatem, a pod Wrocławiem, gdzie klimat jest łagodny, będzie się wykazywał zupełnie innymi parametrami energetycznymi.
– Dom w Suwałkach na pewno trzeba będzie lepiej zaizolować – mówi.

Ważne jest też położenie domu w stosunku do stron świata, by jak najpełniej wykorzystać słońce do oświetlenia i ogrzania budynku. Jeśli chcemy mieć dom pasywny, to południe jest jedyną stroną domu, z której możemy cieszyć się dużymi oknami. Od strony północnej ze względu na oszczędność energii okna powinny być niewielkie, a forma budynku – jak najprostsza, wręcz “pudełkowata”, bo każda nierówność zwiększa straty energii. I to wiele osób zniechęca do bliższego zainteresowania się domami niskoenergetycznymi czy pasywnymi, bo – nie oszukujmy się – do wyjątkowo efektownych to one nie należą.

Jednak Sławomir Rataj uważa, że takie myślenie jest już przestarzałe. Projektantom udało się już przygotować takie rozwiązania architektoniczne, które udanie godzą dobrą architekturę z wymogami domu niskoenergetycznego czy pasywnego.

Czy to oznacza, że takie domy są przyszłością podmiejskich osiedli i sypialni dużych miast? Z pewnością, jeśli uda się jeszcze obniżyć ich cenę. Bo nie da się ukryć, że postawienie takiego domu ze względu na jakość materiałów budowlanych i dodatkowego sprzętu jak kolektory czy pompy ciepła jest kosztowne, a kredyty, które można dostać z Banku Ochrony Środowiska na pewno ułatwiają sprawę – ale nie rozwiązują problemu do końca.