Magdalena Prask jednak bez Śnieżnej Pantery

Nie udało się poznańskiej podróżniczce zdobyć szczytów Chan Tengri i Pik Pobiedy, ostatnich potrzebnych do zdobycia niezwykłego odznaczenia – Śnieżnej Pantery. Na szczęście jednak Magdalena Prask wróciła z wyprawy cała i zdrowa.

Poznańska alpinistka wyruszyła w góry Tienszan, znajdujące się na pograniczu Kirgistanu, Kazachstanu i Chin, w drugiej połowie lipca. Tam miała zdobyć dwa szczyty: Chan Tengri (7010 m npm) i Pik Pobiedy (7439 m npm), zaliczane do pięciu najwyższych szczytów byłego Związku Radzieckiego. Co więcej, zdobycie całej piątki oznacza również zdobycie tzw. Śnieżnej Pantery.

Wcześniej Magdalena Prask wspięła się już na trzy inne szczyty zaliczane do Śnieżnej Pantery – Chan Tengri i Pik Pobiedy miały być ostatnimi etapami walki. Były też najbardziej niebezpiecznymi z całej piątki – obie góry charakteryzują się tym, że więcej osób na nich zginęło niż je zdobyło.

Poznańska alpinistka, chociaż wróciła z wyprawy “na tarczy”, to jednak może być szczęśliwa, że nic jej się nie stało. Na Chan Tengri bowiem wspinała się sama po tym, jak jej partner wspinaczkowy wycofał się z wyprawy. Co więcej, tegoroczny sezon wspinaczkowy był podobno wyjątkowo ciężki i fatalny pod względem warunków pogodowych.

O tym, jak ciężka była to wyprawa, świadczą wpisy Magdaleny Prask, które alpinistka umieściła na swojej stronie internetowej po powrocie do Polski:
“Dosc powiedziec, ze na wysokosci 6.700m npm podjelam bardzo trudna dla mnie decyzje o wycofaniu sie. Gdy zaczelam sie wycofyzac plakalam, po kilku zjazdach na linie gdy zdalam sobie sprawe, ze opadlam z sil podczas wspinaczki dziekowalam Bogu, ze pozwolil mi zachowac resztki zdrowego rosatku i ocali mi zycie. Slaniajac sie na nogach dotarlam do mojej jamy snieznej juz w nocy. Na Chan Tengri nie konczy sie swiat, a na Chan Tegri moglo sie skonczyc moje zycie…”

Wysiłek na Chan Tengri spowodował, że na Pik Pobiedy alpinistka nie miała już ani sił ani czasu. Wygląda więc na to, że Śnieżna Pantera dla poznanianki będzie musiała jeszcze poczekać.

Czytaj także:

Magdalena Prask: w drodze po Śnieżną Panterę